Widok z wieży
Fot. Ewa Bielańska
"Ma zamek oświęcimski wieżę murowaną z cegieł, dość wysoką i smukłą, która, że nad zamkiem góruje z każdej strony, łatwo mógł cały gród zawładnąć, kto by opanował tę wieżę"
Jan Długosz
Wieża owa nadal na oświęcimskim wzgórzu zamkowym góruje. Jest ona znacznie starsza niż reszta do dziś istniejących budowli. Pamięta czasy książąt oświęcimskich, świetności miasta i jego upadku. Związana jest z nią pewna historia.
Działo się to za czasów, kiedy ziemiami polskimi rządził król Kazimierz Jagiellończyk. Rozpoczęła się wojna z Krzyżakami, zwana później trzynastoletnią. Do króla polskiego podążało rycerstwo z różnych stron kraju oraz wojska najemne. Do chorągwi polskich zaciągnęli się książęta oświęcimscy Janusz i Przemysław. Różne były koleje wojny. Po klęsce pod Chojnicami i niepowodzeniach wojsk królewskich powrócili oni do swoich siedzib. Brak pieniędzy w skarbcu koronnym spowodował, ze wstrzymane zostały wypłaty żołdu dla rycerzy zaciężnych. Część z nich porzuciła więc służbę i pod pozorem odebrania zaległych należności, zaczęła łupić ziemię krakowską. Księstwo oświęcimskie, graniczące z Koroną Polską od zachodu, stało się ich bazą wypadową. „Bracią", bo tak ich nazywano, przewodzili Kawka i Świeborowski. Siedzibą swą uczynili warownię na Górze Żebraczej i stąd swoje zbójeckie wyprawy rozpoczynali, ogniem i mieczem pustosząc południowe rubieże Królestwa Polskiego. Również i książę Janusz próbował, przy pomocy gotowych na wszystko zbirów, zmusić Kazimierza Jagiolleńczyka do zwrotu ziemi oświęcimskiej, którą sam wcześniej zmuszony był mu sprzedać.
Zaniepokoił się król polski tym łotrostwem i wzmocnił załogę zamku oświęcimskiego stojącego nad brzegiem Soły. Żołnierze królewscy ośmiu żołdaków schwytali i wrzucili ich do lochu wieży zamkowej. Korzystając z niedbalstwa pilnujących ich strażników, po linie, którą strawę im spuszczano, wydobyli się na górę, zajęli wieżę, a rycerzy straż pełniących, strącili z niej.
"Padł nagły strach na rycerzy królewskich, a nawet i ostateczne zwątpienie. Kiedy bowiem do wieży ze skrytością śpieszą, owi brańcy poczęli z góry walić kamieniami (...)". Wieża zaopatrzona była we wszystko potrzebne do obrony, więc oblężenie trwać mogło długo. Dopiero starosta Jan Synowiec mądrością swoją problem rozwiązał. Wszedł w ugodę z rabusiami, pozwolił im wieżę opuścić i wyjść swobodnie z bronią i końmi, "... dawszy im nadto 200 czerwonych florenów..." Los jednak obszedł się z nimi okrutnie. Gdy opuścili oświęcimską warownię i udawali się na Górę Żebraczą, napadli na nich ludzie Katarzyny Włodkowej, która schwytanych ściąć kazała, a łupy zagarnęła.
Wieża na wzgórzu zamkowym nadal dumnie góruje nad miastem, chociaż czas jej nie oszczędzał. W wyniku wojen i klęsk żywiołowych straciła swoje słynne blanki. Przez długi czas stała bez przykrycia, ale zachwycała swoją wspaniałością i siłą, symbolizując niezniszczalność miasta.
Historię tę, która wydarzyła się przed wiekami, jeszcze dzisiaj opowiadają mieszkańcy Oświęcimia. Tym, którzy podczas pełni księżyca, usiądą u podnóża zamku, dane jest usłyszeć szczęk oręża i stukot spadających po wzgórzu zamkowym kamieni, które kiedyś z wieży zrzucali żołdacy.
Legendę opracował przewodnik terenowy i beskidzki
Leszek Żak
Bibliografia:
- J. Długosz „Dziejów Polski ksiąg dwanaście"
- J. Ptaszkowski „Opowieści spod Zamkowej Góry"