poniedziałek, 23 listopada 2020

Niezwykła historia z KL Auschwitz





fot. Ewa Bielańska


  • Jadąc do Krakowa na spotkanie z dziennikarzami obywatelskimi nie przypuszczałam, że jadę na spotkanie z zaskakującą "przygodą". Z całej wesołej gromadki, która zakotwiczyła w przytulnej kawiarence ja i Basia Romer byłyśmy najstarsze. Z tego spotkania utkwiły mi w pamięci jej figlarne oczy... i zupełnie niezabawne słowa: "mój dziadek był w KL Auschwitz".
  • Przez kilka lat w swojej pracy patrzyłam na resztki dokumentów, w których zaklęte było cierpienie oświęcimskich więźniów. Okazało się, że moje zawodowe "czujki" były intensywnie wyczulone na tego rodzaju informacje. Dotarło do mnie, że jej dziadek i ciocia wraz z narzeczonym byli przez dwa lata numerami obozowymi. Wiadomość, że pisali z tego piekła listy spowodowała, że w moim skrzywionym zawodowo umyśle momentalnie przesunęły się tysiące więźniarskich styków obozowych, fragmenty dokumentów z ledwo widocznymi wpisami. Z pożółkłych kart dokumentów mój wzrok wydobywał całą ich treść, by na zawsze znalazły się w pamięci komputera. Możliwa jest wówczas analiza i po konfrontacji z innymi dokumentami, niczym z puzzli, wyłaniają się z niebytu indywidualne tragiczne, często heroiczne losy więźniów, co sprawia, że przywraca się im godność, z której w obozie zostali odarci. Prośba Basi aby wyszukać dla niej ślady pobytu jej krewnych w KL Auschwitz stała się dla mnie czymś niezwykle ważnym. Jeszcze wówczas nie wiedziałam, że jestem u progu tajemnicy niezwykłej okupacyjnej historii rodziny Romerów i Lohman. Po intensywnych poszukiwaniach w archiwalnych zasobach śladów więźniów KL Auschwitz: Rodryga Romera, Elżbiety Romer i jej narzeczonego Maksymiliana Lohman poczułam niedosyt... Wówczas pomyślałam, że za listami, które pisali do rodziny z obozu kryje się coś o wiele bogatszego i ciekawszego. Listy obozowe to gotowe blankiety m.in. z nadrukami "KL Auschwitz", znaczkiem pocztowym z portretem Adolfa Hitlera, dokumenty o wielopłaszczyznowym znaczeniu, bo oprócz zawartego w nich ładunku emocjonalnego są tam niezwykle ważne dla historyków informacje takie jak: imię i nazwisko, numer obozowy, data, numer bloku (np. blok śmierci nr 11). Czas płynie nieubłaganie i jest zabójczy dla obozowych listów, przechowywanych często w nieodpowiednich warunkach. Z rozsypującego się papieru znikają pisane ołówkiem wyrazy cierpienia ludzi, których doświadczyli w KL Auschwitz. Nie mogłam dopuścić aby taki los spotkał listy Rodryga, jego córki Elżbiety i Maksymialiana Lohman.



Fot. Internet

Tak wyglądają listy obozowe z KL Auschwitz


  • Wiedziałam, że listy te, są dla rodziny Romerów i Lohman relikwiami, z którymi rozstanie będzie bolesne. Tym niemniej podjęłam próbę przekonania Basi, że przekazanie ich do Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau ocali je od zniszczenia. Moja argumentacja, iż będą przechowywane w specjalnie do tego celu przystosowanych, klimatyzowanych magazynach, pod profesjonalnym nadzorem archiwistów, konserwatorów, a dla naukowców-historyków staną się kapitalną bazą do odtworzenia losów więźniów KL Auschwitz, przekonała ją i rodzinę Lohman o słuszności, by listy obozowe znalazły się pod opieką oświęcimskiego Muzeum. Cenne pamiątki rodzinne przekazane zostały na ręce zastępcy dyrektora Muzeum Rafała Pióro przez członków rodziny Romerów: Barbarę Romer-Kukulską oraz Aleksandra, Pawła i Rafała Lohman. Dyrektor Pióro wyraził ogromną wdzięczność za zaufanie jakim obdarzyli Muzeum przekazując do Archiwum tak cenne dla nich rodzinne relikwie.

  • Ceremonia przekazania listów obozowych miała przebieg niezwykle uroczysty. Dyrektor Muzeum nie ukrywał wzruszenia i zainteresowania słuchając niezwykłej historii rodziny. Usłyszeliśmy wówczas, że do obozu Auschwitz w 1943 r. cała trójka trafiła z więzienia w Tarnowie, gdzie znaleźli się po aresztowaniu w Jaśle. Aresztowanie było wynikiem denuncjacji zebrania konspiracyjnego oddziału podziemnego ruchu oporu, które odbywało się w prywatnym mieszkaniu. W tym czasie Maksymilian Lohman ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem, gdyż był zbiegiem z oflagu oficerów wojska polskiego. Elżbieta Romer dobrze zapisała się w pamięci byłych więźniów. Jej postać przewija się w ich relacjach i publikacjach dotyczących historii obozu. Podkreśla się tam jej ofiarność i bezinteresowność w niesieniu pomocy współwięźniom. Po ucieczce z kolumny ewakuacyjnej Marszu Śmierci do końca wojny pracowała jako pielęgniarka. Za jej zasługi Międzynarodowy Czerwony Krzyż odznaczył ją swoim najwyższym odznaczeniem — medalem Florence Nightingale.



Fot. Internet


  • Jej ojciec – Rodryg Romer, pomimo doznanych w obozie cierpień, po wojnie aktywnie uczestniczył w procesie pojednania pomiędzy Polską a Niemcami. W 1965 r. przetłumaczył na język niemiecki znany list-orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich. Przekazanie listów obozowych Państwowemu Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu stało się początkiem współpracy z rodziną Romerów i Lohman w dostarczaniu dodatkowych informacji wzbogacających wartość ofiarowanego zbioru dokumentów. W dużym stopniu pomoże to w przekazywaniu następnym pokoleniom, często bardzo wzruszających, historii indywidualnych losów konkretnych ludzi.


Uwagi: Przepraszam za wiszące na końcu pojedyncze litery. System tak ustawia tekst.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz