poniedziałek, 26 października 2015

Pomiędzy życiem a śmiercią







    Władysław leżał i już nie wiedział czy nad nim latają białe ptaki, czy anioły. Wokoło jego szpitalnego łóżka krzątały się zatroskane siostry zakonne w białych habitach. Zdrowy organizm Górala nie chciał się pogodzić z rozległymi wewnętrznymi obrażeniami. Lekarze ze zdumieniem kręcili głowami. Według nich ten młody człowiek po wypadku dawno już powinien umrzeć. Tymczasem on w jaskrawo-barwnych snach oglądał zielone tropikalne wyspy i bajeczne zamki. Od pewnego czasu śnił mu się ten sam sen. W ogromnej, pełnej srebrzystego światła sali, widział szklaną kołyskę. Leżała tam prześliczna dziewczynka – aniołek. Władysław wiedział, że to jego dziecko. Budził się szczęśliwy i opisywał siostrom zakonnym swoją córeczkę. One mu wierzyły. Pozostali, łącznie z żoną Marią uznali te sny za majaczenia umierającego człowieka. Na dwa dni przed śmiercią Władysław we śnie znowu zobaczył tę samą dziewczynkę. Tym razem była większa. Usiadła obok, na szpitalnym łóżku i powiedziała wesołym głosem:
- Tato ! Przyjdę na świat w dniu twoich urodzin.
- Moja Ewunia ! – krzyknął Władek.
Kiedy chciał ją objąć zniknęła. Po przebudzeniu, mokry od potu, długo drżał z emocji. Ucieszył się na widok teściowej - Julii. Jeszcze mocno podekscytowany, mógł opowiedzieć jej o swoim spotkaniu we śnie z córką Ewą i o tym, co mu powiedziała.

* * * 
 
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Maria siedziała w kuchni. Czuła zmęczenie po długiej podróży. Postanowiła spędzić święta u swojej siostry Emmy. Na wybrzeżu, gdzie pół roku temu pochowała męża Władysława, ten radosny świąteczny czas byłby dla niej zbyt smutny. Oczekiwała dziecka. Choć przez całą ciążę czuła się fizycznie dobrze, bardzo bała się porodu. Następnego dnia Maria wstała wypoczęta, w dziwnie pogodnym nastroju, co było u niej wielką rzadkością. Po śniadaniu, nagle zaczęły się mocne bóle porodowe. Maria krzyczała, że to jeszcze nie pora, za wcześnie. Wezwana do domu akuszerka stwierdziła:
- Nie ma na to rady, dziecko koniecznie teraz chce przyjść na świat.
Mężczyźni wpadli w popłoch. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Słychać było histeryczne krzyki rodzącej i donośny, pyskaty głos akuszerki. W korytarzu zebrali się przerażeni mężczyźni. Po chwili usłyszeli płacz dziecka i odetchnęli z ulgą.
- Ma pani córeczkę – oznajmiła Marii akuszerka.
- Jak będzie miała na imię ? – dodała, by rozładować ogólne zdenerwowanie.
Zmęczona i obolała młoda matka wzruszyła tylko ramionami, dając do zrozumienia, że w tej chwili jest jej to zupełnie obojętne. Zaskoczona akuszerka zaproponowała:
- Ponieważ dzisiaj jest wigilia Bożego Narodzenia dajmy jej na imię Ewa. Zgadza się pani ?
- Może być – cichym głosem odparła Maria.
W chwili narodzin Ewy nikomu nie przyszło do głowy, że oto spełniają się sny jej umierającego ojca Władysława. Przed 32 laty, tego dnia - 24 grudnia i on przyszedł na świat.
Po pewnym czasie tylko jedna osoba uświadomiła sobie niezwykłość zdarzeń sprzed lat. Była nią babcia Ewy – Julia, dzięki której historia ta nie poszła w zapomnienie.

Ilekroć Ewa stoi przy grobie swojego ojca wpatruje się na wyryte w kamieniu daty jego narodzin i śmierci. Usiłuje przypomnieć sobie, gdy wędrowała do niego w jego snach, jak starała się spełnić swoją obietnicę. Czasem ma wrażenie, że to wszystko dokładnie pamięta.







2 komentarze: