Władysław
leżał i już nie wiedział czy nad nim latają białe ptaki, czy
anioły. Wokoło jego szpitalnego łóżka krzątały się zatroskane
siostry zakonne w białych habitach. Zdrowy organizm Górala nie
chciał się pogodzić z rozległymi wewnętrznymi obrażeniami.
Lekarze ze zdumieniem kręcili głowami. Według nich ten młody
człowiek po wypadku dawno już powinien umrzeć. Tymczasem on w
jaskrawo-barwnych snach oglądał zielone tropikalne wyspy i bajeczne
zamki. Od pewnego czasu śnił mu się ten sam sen. W ogromnej,
pełnej srebrzystego światła sali, widział szklaną kołyskę.
Leżała tam prześliczna dziewczynka – aniołek. Władysław
wiedział, że to jego dziecko. Budził się szczęśliwy i opisywał
siostrom zakonnym swoją córeczkę. One mu wierzyły. Pozostali,
łącznie z żoną Marią uznali te sny za majaczenia umierającego
człowieka. Na dwa dni przed śmiercią Władysław we śnie znowu
zobaczył tę samą dziewczynkę. Tym razem była większa. Usiadła
obok, na szpitalnym łóżku i powiedziała wesołym głosem:
-
Tato ! Przyjdę na świat w dniu twoich urodzin.
-
Moja Ewunia ! – krzyknął Władek.
Kiedy
chciał ją objąć zniknęła. Po przebudzeniu, mokry od potu, długo
drżał z emocji. Ucieszył się na widok teściowej - Julii. Jeszcze
mocno podekscytowany, mógł opowiedzieć jej o swoim spotkaniu we
śnie z córką Ewą i o tym, co mu powiedziała.
*
* *
Zbliżały
się święta Bożego Narodzenia. Maria siedziała w kuchni. Czuła
zmęczenie po długiej podróży. Postanowiła spędzić święta u
swojej siostry Emmy. Na wybrzeżu, gdzie pół roku temu pochowała
męża Władysława, ten radosny świąteczny czas byłby dla niej
zbyt smutny. Oczekiwała dziecka. Choć przez całą ciążę czuła
się fizycznie dobrze, bardzo bała się porodu. Następnego dnia
Maria wstała wypoczęta, w dziwnie pogodnym nastroju, co było u
niej wielką rzadkością. Po śniadaniu, nagle zaczęły się mocne
bóle porodowe. Maria krzyczała, że to jeszcze nie pora, za
wcześnie. Wezwana do domu akuszerka stwierdziła:
-
Nie ma na to rady, dziecko koniecznie teraz chce przyjść na świat.
Mężczyźni
wpadli w popłoch. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Słychać było
histeryczne krzyki rodzącej i donośny, pyskaty głos akuszerki. W
korytarzu zebrali się przerażeni mężczyźni. Po chwili usłyszeli
płacz dziecka i odetchnęli z ulgą.
-
Ma pani córeczkę – oznajmiła Marii akuszerka.
-
Jak będzie miała na imię ? – dodała, by rozładować ogólne
zdenerwowanie.
Zmęczona
i obolała młoda matka wzruszyła tylko ramionami, dając do
zrozumienia, że w tej chwili jest jej to zupełnie obojętne.
Zaskoczona akuszerka zaproponowała:
-
Ponieważ dzisiaj jest wigilia Bożego Narodzenia dajmy jej na imię
Ewa. Zgadza się pani ?
-
Może być – cichym głosem odparła Maria.
W
chwili narodzin Ewy nikomu nie przyszło do głowy, że oto spełniają
się sny jej umierającego ojca Władysława. Przed 32 laty, tego
dnia - 24 grudnia i on przyszedł na świat.
Po
pewnym czasie tylko jedna osoba uświadomiła sobie niezwykłość
zdarzeń sprzed lat. Była nią babcia Ewy – Julia, dzięki której
historia ta nie poszła w zapomnienie.
Ilekroć
Ewa stoi przy grobie swojego ojca wpatruje się na wyryte w kamieniu
daty jego narodzin i śmierci. Usiłuje przypomnieć sobie, gdy
wędrowała do niego w jego snach, jak starała się spełnić swoją
obietnicę. Czasem ma wrażenie, że to wszystko dokładnie pamięta.
Piękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Przyjacielu...
OdpowiedzUsuń